Dokładnie miesiąc temu podjęłam jedną z lepszych decyzji w swoim życiu: pojechałam do schroniska i przygarnęłam do domu małą puchatą kulkę radości. Biorąc psa obawiałam się wiecznego mycia podłogi, pogryzionych butów, szarpaniny na spacerach i dodatkowych wydatków, którym mogę nie sprostać. To były moje zmory. Niestety nie przewidziałam innych zmór, które uderzyły we mnie o wiele mocniej.
Wiktoria Korzeniewska
Zmora pierwsza – „Zwariowałaś?! Chcesz wykastrować psa?!”
Zwykle przygarniając psa ze schroniska, ludzie, którzy robią to po raz pierwszy i nie są zaznajomieni ze schroniskowymi regułami, stają twarzą twarz z pierwszym i podstawowym warunkiem – przy adopcji podpisujemy umowę adopcyjną, której jednym z głównych warunków (jeżeli bierzemy szczeniaka) jest kastracja/sterylizacja psa, gdy osiągnie odpowiedni wiek.
Już same hasła kastracja czy sterylizacja budzą w ludziach odruch oburzenia (koledzy w biurze patrzyli na mnie wilkiem, gdy podzieliłam się z nimi informacją o moich zamiarach), a przecież poniekąd to jest nie tylko pomoc zwierzęciu, które męczy się w domowych murach, gdy mu się chcę, ale i współdziałanie z tym, by do schronisk wciąż nie trafiały bezdomne psy. Osobiście mogę dać schronienie jednemu zwierzakowi, jednak gdyby pojawiła się przy nim gromadka szczeniaków, nie miałabym wyboru, jak tylko spróbować znaleźć znajomych, którzy je przygarną, a w chwili odmowy po prostu byłabym zmuszona do oddania ich do schroniska. Kastracja i sterylizacja to nie jest krzywdzenie zwierzęcia, to zapobieganie problemowi porzuconych zwierząt bez opieki. Krzywdzenie, to podcinanie psom strun głosowych, by ciszej szczekały.
Zmora druga – „Zakaz wyprowadzania psów!”
Aż kręci mi się w głowie od tych tabliczek. Nigdy nie zwracałam na nie uwagi, póki nie miałam czworonoga, teraz wydaje mi się, że są na każdym kroku. Paradoksalnie nie mogę wyprowadzić psa na trawnik przy moim własnym bloku, gdyż momentalnie wychyla się z okna osiedlowy monitoring w postaci życzliwej sąsiadki. A przecież sprzątam po psie, na każdym naszym spacerze towarzyszą nam woreczki, których swoją drogą nikt nie musi kupować, można je wziąć za damo w sklepach zoologicznych czy też na przykład w bibliotekach. I mimo iż wraz z psem nie pozostawiamy po sobie żadnych niespodzianek, na każdym spacerze musimy omijać co drugi trawnik. I jak wytłumaczyć szczeniakowi, że nie może tu się rozgościć, bo zabrania tego maleńka tabliczka ukryta w zieleni?
Zmora trzecia – „Pani pies jest za głośno!”
Trzecia i największa zmora – sąsiadka. Nigdy nie spodziewałam się uderzenia z tej strony, niestety od miesiąca prowadzę zimną wojnę z moją sąsiadką, której psina przeszkadza w ciągu całego dnia. Pracuję na cały etat i nie jestem w stanie przebywać stale w domu, a szczeniak wzięty ze schroniska potrzebuje czasu, by zrozumieć, że zawsze po porannym wyjściu do pracy wrócę do niego. A póki tego nie zrozumie, będzie popiskiwał i możliwe, że nawet szczekał. Moja sąsiadka nie jest w stanie tego zaakceptować, grożąc mi sądem i policją, a jako rozwiązanie sprawy proponuje oddanie psiaka do schroniska z powrotem, używając twardego argumentu: „Krzywdzi pani psa! Jest w mieszkaniu sam! W schronisku będzie mu lepiej, są tam przecież inne psy!”.
Zadziwiającym faktem jest też to, że pies nie przeszkadza nikomu innemu, tylko tej jednej sąsiadce, a przecież do mojego mieszkania przylegają też inne mieszkania i to z każdej strony.
A moje wcześniejsze obawy rozwiały się w chmurach powyższych trzech zmór. Owszem, podłoga jest myta stale, ale tylko, gdy wracam z pracy, bo poza tym psiak ogarnął, że należy grzecznie poprosić o wyjście na dwór. Żaden mój but nie ucierpiał, właściwie nic nie ucierpiało od psich ząbków, prócz PITa, na którego pies… wylał, co miał w sobie. Cóż, każdy ma prawo wyrazić swoje zdanie na temat fiskusa. Szarpaniny na spacerach da się oduczyć, Internet jest pełen porad jak szkolić psa, a z youtuba aż wylewają się pomocne filmiki. I ostatnie – pies wcale drogi nie jest. Pierwsze 1,5kg pokarmu otrzymaliśmy ze schroniska, a potem wystarczyło przyjść do sklepu zoologicznego i nabyć resztę. Oczywiście można trafić do tych droższych sklepów, jednak im dalej od centrum, tym taniej. Osobiście zostałam stałą klientką sklepiku „Cztery łapy” przy CH Manhattan (pl. Pułaskiego 7/1, Olsztyn), gdzie przemiły pan na samą wzmiankę, że psina jest ze schroniska, obniża ceny, sypie gratisami i uśmiecha się szeroko.
Do jakich wniosków doszłam po miesiącu życia na sześciu łapach? Gryzą nie psy, a ludzie, którym brakuje wyrozumiałości.