Księżna Jenny i pantofle Goethe’go

Za lasami, za borami, gdzie zwierz dziki przemyka, za rzekami, jeziorami, w których sum toń bezdenną mąci stał pałac. A w nim mieszkała księżniczka... chociaż nie... Księżna. Księżna Jenny von Gustedt. Zwana dalej po prostu Jenny. A pałac stał w Gardzieniu koło Iławy...

PrzechwytywanieJenny przyszła na świat w 1811w niemieckiej Hesji. Była siostrzenicą Napoleona Bonaparte i nieślubną córką króla Westfalii. Mała Jenny była ulubienicą wujka Bonapartego, zaś wychowywała się na dworze książęcym w Weimarze, bawiąc się z późniejszą cesarzową niemiecką księżniczką Augustą. Dziewczęciem dorastającym już będąc, spędzała Jenny czas w dość osobliwym towarzystwie. Matka wprowadziła ją na salony, gdzie bywał Goethe, Byron, gdzie jadała obiady z Mickiewiczem, Odyńcem...

Ci wielcy ludzie wywarli niemały wpływ na młodą Jenny. Co opisze później w książce "Z kręgu przyjaciół Goethe'go ". Spędzała więc Jenny długie godziny z poetami, chłonąc idee romantyzmu oraz opary wina i cygar. Jenny przyszła na świat w 1811 roku jako Jenny Rabe von Pappenheim, w niemieckiej Hesji. Była siostrzenicą Napoleona Bonaparte i nieślubną córką króla Westfalii. Mała Jenny była ulubienicą wujka Bonapartego, zaś wychowywała się na dworze książęcym w Weimarze, bawiąc się z późniejszą cesarzową niemiecką księżniczką Augustą. Dziewczęciem dorastającym już będąc, spędzała Jenny czas w dość osobliwym towarzystwie. Matka wprowadziła ją na salony, gdzie bywał Goethe, Byron, gdzie jadała obiady z Mickiewiczem, Odyńcem...Ci wielcy ludzie wywarli niemały wpływ na młodą Jenny. Co opisze później w książce "Z kręgu przyjaciół Goethe'go ". Spędzała więc Jenny długie godziny z poetami, chłonąc idee romantyzmu oraz opary wina i cygar...

Legenda mówi iż wykonała wówczas własnoręcznie piękne haftowane pantofle dla Goethe'go, dzięki czemu ten nie szurał nogami recytując "Fausta". Na temat tych pantofli Instytut Goethe'go milczy. Milczy też o tym, iż Goethe kochał się w młodziutkiej Jenny. Ona zaś kochała się w Byronie. Czy Byron kochał Mickiewicza trudno powiedzieć. Mickiewicz na pewno kochał Litwę...

Romanse te jednak dla Jenny nie miały ciągu dalszego. Gdyż życie poety nie jest usłane różami, a chłopcy wtedy nie często udzielali się w telewizji i nie mieli jeszcze statusu celebrytów. Ich kieszenie wielokrotnie świeciły pustkami, a czasem gdy przycisnęła bieda, zdarzało się i kawiorek bez chlebka jeść.

Jenny choć była kobietą nowoczesną jednak tylko kobietą. Wydała się więc za Wernera von Gudstedt, który dysponował majątkiem, pozwalającym naszej bohaterce jako tako związać koniec z końcem i móc pozwolić sobie na inne buty każdego dnia oraz nigdy publicznie nie pokazywać się dwa razy w tej samej sukni. Bowiem tak przerażające faux pas skazywało natychmiast na ostracyzm towarzyski i zobowiązywało do spektakularnego samobójstwa.

Wyjechała więc nasza Jenny wraz z mężem do Prus Wschodnich, do majątku Gardzień, nad Jeziorakiem. Tu zgodnie z duchem okresu romantyzmu zainteresowała się kulturą i duchowością ludności wiejskiej ze zdumieniem stwierdzając, że wsie na Mazurach zamieszkuje żywioł polski, biedni, niepiśmienni chłopi, wyzyskiwani i poddawani intensywnej germanizacji przez niemieckiego zaborcę. Chłopi o rękach w bruzdach, pooranych niczym ta ziemia, drewnianym pługiem uprawiana, w chudą szkapinę zaprzężonym. Chłopi o oczach szarych, smutnych, które wtedy tylko blasku nabierały i robiły się okrągłe, kiedy słyszeli że ziemia nie jest płaska, a lekarstwem na wszelkie choroby nie jest jedzona od wieków zeskrobana cegła z pobliskiego kościoła. Chłopi których chaty miały ściany w glebę zapadnięte, chlewikiem jako tako skleconym podparte, z dachem walącym się, zwisającym jaskółczymi gniazdami do samej ziemi, z którego kominek byle jak sklecony z gliny wystawał. Wniosków do Unii o kasę pisać nie potrafili...

Przerażona biedą i zacofaniem chłopów, obwiniając za ten stan rzeczy arystokrację, zakasała Jenny rękawy jedwabnej sukni i zajęła się działalnością dobroczynną. Zachowanie iście skandaliczne, na które tylko arystokratka pozwolić sobie mogła. Dokarmiała więc chłopskie dzieciaki, które wówczas jadały gorzej niż obecnie niejeden Ciapek lub nie jadały w ogóle. Wysyłała też wiejską latorośl do szkół słusznie podejrzewając, że umiejętność czytania i pisania może się w życiu przydać. Podejmowała też walkę z pijaństwem, co nie mogło się udać, gdyż hobby te zbyt silnie jest zakorzenione w naszej tradycji. Wyciągała chłopów z błota zacofania i ciemnoty poświęcając na to swój czas i pieniądze starego. Szlachetnością dekorując swoje życie... Przez innych arystokratów zajętych polowaniami i balami jej działalność była postrzegana jako nieszkodliwe dziwactwo bogatej contessy. Choć z czasem moda ta udzieliła się innym znudzonym hrabinom o twarzach starannie tynkowanych. A pałac w Gardzieniu na długo stał się symbolem instytucji dobroczynnej, zaś chłopi jeszcze na początku XX wieku wspominali Dobrą Panią Jenny. I czcili ją bardziej niż tą co w ostrej świeci bramie. Zapewne dlatego że ta ostatnia kasy nie dawała tylko brała.

Jadę więc dziś do Gardzienia, choć wiem że pałac nie istnieje. Został rozebrany w 1976 roku przez miejscowych znawców architektury. Bo stary, bo brzydki, bo niemiecki, bo potrzebne cegły na bloki... Wyposażenie rozszabrowała okoliczna ludność. W latach 90-tych przyjechała tu przedwojenna właścicielka z hrabiów Finck von Finckenstein. Stała w parku i płakała widząc jak chłopi rozszarpują traktorem ostatnie budynki gospodarcze. Szczęściem Jenny takich czasów nie doczekała . Pękło by jej serce widząc jak ci polscy chłopi, o których tak dbała, niszczą jej majątek. Bo szwabski...

Była tu też jakaś rzeczka z młynem, ale zasypano ją gruzem. Podobnie jak zasypane śmieciami parkowe stawy w których kiedyś księżyc kąpał swój warkocz. Teraz ciekawie przegląda się w potłuczonej butelce...Był tu też cmentarzyk, ale został zepchnięty spychaczem przy budowie szosy. A to już zdaje się nasza narodowa specjalność.

Ze wspomnę tu chociażby patologie jakie miały miejsce przy budowie w panice dróg na niedawne mistrzostwa Europy w piłce kopanej, gdzie obowiązywała zasada : " Kości i skorupy w jedną dziurę, niewybuchy w drugą i lejemy asfalt ". A na nieśmiałe uwagi co bystrzejszych budowlańców " że może by archeologów..., że to nasze dziedzictwo... ", wąsaty kierownik wrzeszczał: " Jakie k...a dziedzictwo ?! Euro 2012 to jest nasze dziedzictwo ! Kibice muszą dojechać ! " (cytat !!) .Ech... zostawmy to...

Chodzę więc po parku, gdzie przez kopuły katedry zbudowanej z koron wiekowych drzew nieśmiało przebija się słońce, muskając delikatnie promieniami skrzydełka trzmieli, które beztrosko flirtują z nielicznymi już tu kwiatami, i zastanawiam się pod którym drzewem siadywała księżna Jenny, czytając polskim i niemieckim dzieciom poezje Mickiewicza i Goethe'go...

I tyle. Tylko tyle zostało po księżnej Jenny która tak pokochała tę mazurską ziemię. Ziemię na poły polską, jak mówiła...

Grzegorz "Pepe" Pepłowski

217363_493445200722832_196166815_n 293058_493438437390175_899506224_n 383409_493437124056973_1805205817_n 383409_493437124056973_1805205817_n_1 400970_493454304055255_1586836193_n 480120_493436050723747_387886934_n 484669_493449477389071_1869547866_n 931212_493447294055956_1187314707_n 934121_493441884056497_1361202154_n 936263_493438750723477_694610234_n 936923_493446364056049_891006611_n 970732_493440100723342_253214893_n 971812_493442200723132_463201028_n 983783_493436227390396_107603686_n 983983_493436664057019_438622810_n