Hipnotyczny eksperyment

Wygląda na to, że do pewnych miejsc, smaków i wrażeń – również tych muzycznych, należy dojrzewać. Karmić się nieustannie różnorodnością, harmonią i rytmem, by móc przeżywać wszystko dosadniej i prawdziwie. Przede wszystkim jednak dojrzeć do momentu, w którym otwieramy się na to wszystko...nawet na Freuda po norwesku.

artworks-000063010651-gx0ai1-t500x500„Experimental psychology” to zdecydowanie płyta nie dla każdego. Z pewnością nie dla tych, którzy tego otwarcia, wspomnianego na początku, w sobie dotąd nie odnaleźli i którzy nadal brną w katalogowe segregowanie gatunków muzycznych.

Kilka słów o psychologach, którzy przeprowadzają ten eksperyment. Rafała Gorzyckiego chyba nie muszę specjalnie przedstawiać, bo każdy, kto śledzi trochę to, co dzieje się w polskiej muzyce z pewnością już słyszał jego nazwisko. Perkusista, kompozytor, aranżer, założyciel kilku formacji muzycznych jest jednym z najbardziej aktywnych i poszukujących improwizatorów na polskiej scenie jazzowej. To artysta...tak, nie tylko muzyk, który z tego co kojarzy się głównie z rytmem robi melodię.

Tym razem do współpracy zaprosił Sebastiana Gruchota pochodzącego z naszego rodzimego podwórka muzycznego, a mieszkającego obecnie w Norwegii, gdzie ma również przyjemność wykładać tajemnice muzyki. Jego realizacje muzyczne są dość wszechstronne stylistycznie. Warto również dodać, że występował także jako solista z orkiestrą symfoniczną w Kristiansand w Norwegii.

Trzeba przyznać, że duet Rafała Gorzyckiego i Sebastiana Gruchota zmyślnie i celowo eksperymentuje na swoim słuchaczu dźwiękiem, rytmem, harmonią. Jeśli ktoś spodziewa się albumu w stylistyce jazzowej, to trzeba dodać, że ten wykracza szeroko poza to pojęcie, jest także odmienny od poprzedniego duetu Gorzyckiego z gitarzystą Kamilem Paterem. Odmienny, ale równie inspirujący.

Album ten stanowi pełny, spójny koncept. Jest zdyscyplinowany, nieco surowy, momentami wręcz intymny, jednocześnie chwilami pełen spokoju, wręcz kameralny. Mnie uwiodła szczególnie jego hipnotyczność. Rytmy, częstotliwości i dźwięki. Czasem nieco otulające norweskim chłodem, może nawet wycofane, ale pulsujące w dialogu pełnym artykulacji i mocnych akcentów. Innym razem gęste i soczyste, nakładające się na siebie elektrycznymi warstwami. A to wszystko w ilościach dokładnych i nieprzekombinowanych. Instynktownie i na zapleczu doskonałego warsztatu.

Przez najbliższy czas z pewnością nie rozstanę się z tym albumem. Ciekawi mnie jednak bardzo i budzi zniecierpliwienie chęć zobaczenia i przeżycia tych muzycznych przestrzeni na żywo. Ale to już niedługo, 20.10 w olsztyńskiej „Amnezji”. Jak zawsze z klasą i ponad wygładzoną, bezdenną masą.

I.Treutle